Gdzie kłosów sto, faluje i źdźbło. Sypię się jak piasek, chodź nie płynę wraz z czasem. Klepsydra obraca się, lecąc po orbicie. Za górą, za lasem, rozpływam się z hałasem miejskiej dżungli - choć tu zawsze coś mnie wkurwi. Niczym pies ogrodnika, co widzi mięso i szczeka. Zachwycam się pięknem niejednej róży, co może dobrze mi nie wróży - ale jestem już duży i mój spokój to burzy, jak w trakcie burzy ciszę - więc na spokój rzadko liczę. Wiję się jak węgorz w swoich przemyśleniach, spontanicznie i szybko wyłaniam się z cienia. By zaatakować potokiem słów - a czytasz ten bezsens. Poszukasz tu metafor - ja piszę je przez sen. Śnimy o różnościach, każdy tu jest sobą. Powiesz mi, że człowiek zawsze myśli głową? Zastanów się nad tym - zawsze bywasz sobą? Życie - wspomnień różnych nie rozróżnię na złe czy dobre - to kwestia zwątpień w sens ich. Nie dam wiary, że wszystko zapisane jest tu na stałe. Wędrówka duszy, obrót planety wokół jednego. Wszyscy kręcimy się wokół tego samego, różnie postrzeganego przez nas - środka. Początku i końca, śmierci i zarodka. Czy koniec to początek? Czy krzyk przerywa ciszę? Ja zwykle w to nie wnikam... jak źdźbło się kołyszę...